Dalsza część walentynkowego wyzwania, chociaż tym razem wyszło nawet bardziej niż platonicznie. Wylosowałam Alice i Lynca oraz zdanie "can I join you?". Mój mózg natychmiast podsunął mi moment, kiedy Lync utknął u Alice i już z tym pomysłem zostałam. Opublikowany też na ao3
642 słowa.
*
Aksamitna ciemność otulała świat za oknem i Alice miała
wrażenie, że jej dom był jedynym jasnym punkcikiem we wszechświecie. Sama w
kuchni próbowała czytać książkę, żeby jakoś uspokoić zszarpane nerwy, jednak,
kiedy przez cztery strony jej wzrok bezmyślnie śledził wydrukowane litery z
ciężkim westchnieniem odłożyła tom i zapatrzyła się za okno. Jej myśli cały
czas krążyły przy Lyncu, który siedział w salonie. Cierpła jej skóra na samą
myśl, że musiała zaprosić młodego Vexosa do domu, jednak nieważne jak bardzo
odrzucało ją zachowanie Volana, nie mogła pozwolić chłopcu na plątanie się bez
jakiegokolwiek nadzoru. Bezpieczniej było mieć go na oku.
Wyprostowała plecy i powoli pokręciła głową, zesztywniałe mięśnie z
radością powitały ruch, więc Alice wstała i włączyła czajnik. Czekając aż woda
się zagotuje wlała do kubka esencję, dodała trochę cytryny i sięgnęła po
malinową konfiturę. Kiedy tylko było jej smutno dziadek przygotowywał dla Alice
herbatę, do której hojnie dodawał cytrynę oraz konfiturę i Gehabicz miała
nadzieję że pocieszający smak dzieciństwa, przynajmniej na chwilę odwróci jej
uwagę od nieproszonego gościa.
Stojąc
tyłem do wejścia nie zauważyła, jak Lync wychyla się zza framugi obserwując
uważnie jej mały rytuał. Kiedy wlała do kubka wrzątku i dodała dwie łyżeczki
konfitury, powoli wróciła do stołu. Już miała sięgnąć po książkę, jednak
nastroszone włosy Lynca zwróciły jej uwagę. Volan zesztywniał pod spojrzeniem
dziewczyny, więc Alice odwróciła wzrok i podniosła tom. Nie liczyła, że uda jej
się skupić na lekturze, ale wolała nie sprowokować Volana do kłótni, miała dość
jego arogancji.
Lync
przestąpił z nogi na nogę, niezdecydowany i nieludzko zmęczony. Jedynym czego
pragnął był sen, ale obcy dom pełen dziwnych trzasków i szmerów wypełniał go
irracjonalnym lękiem. Wydawał się być żywą istotą, a Volan nie chciał czuć się
jak połknięta zdobycz. W jednej chwili stracił grunt pod nogami i nawet teraz
miał wrażenie, że spada. Pusty salon, napierał na niego echem obcego życia i w
końcu wypłoszył chłopca w stronę kuchni. Ciepłe światło sączące się przez
otwarte drzwi zapraszało go niczym ćmę i Lync był gotowy stawić czoła rudej
wojowniczce Darkusa. Wszystko, byleby wypełnić przytłaczającą pustkę.
Przekroczenie progu okazało się jednak o wiele trudniejsze niż powinno.
Kiedy
Volan nie wykonał najmniejszego ruchu w stronę kuchni, Alice postanowiła
przeczekać jego upór. Zignorowała skrępowanie i udała, że czyta książkę, która
świetnie sprawdzała się w roli muru między nią a Lynciem.
Kiedy coś trzasnęło tuż za
plecami Volana, Vexos najpierw wyprostował się jak struna, a po chwili wziął
głęboki oddech i przywołał ostatnie pokłady odwagi jakie mu pozostały. Na
miękkich nogach przestąpił próg kuchni i stracił rezon. Alice nawet nie drgnęła,
kiedy Lync podszedł do stołu, a Volan nie miał pojęcia jak zwrócić na siebie
uwagę wojowniczki bez wkurzenia jej. Otaczająca ich noc przerażała Vexosa
jeszcze bardziej, niż obcy dom i chłopiec nie chciał być wyrzucony prosto w jej
szpony. Szelest kartek dołączył do dźwięków starego budynku.
-Mogę się przyłączyć? – Lync po
chwili niezręcznego stania przy stole w końcu odnalazł głos. Alice jeszcze
przez moment śledziła wzrokiem tekst książki, po czym wstała i bez słowa
zaczęła przygotowywać kolejną herbatę. Zamiast konfitury dodała jednak soku
malinowego, sama myśl o poczęstowaniu Lynca napojem z dzieciństwa wywoływała u
niej bunt. Kładąc kubek po drugiej stronie stołu nawet nie zerknęła na Vexosa,
tylko wróciła na swoje miejsce i podniosła książkę. Gorący napój miał być
znakiem, że Alice jest gotowa na cywilizowaną koegzystencję. Bez podziału na tą
dobrą i tego złego.
Kiedy Lync usiadł i niepewnie
upił łyk herbaty Alice uśmiechnęła się nieznacznie i w końcu przeniosła wzrok
na Lynca, przez chwilę przyglądała się jak chłopiec próbuje zdecydować czy
napój mu smakuje czy nie, przechylił głowę na bok smakując wywaru. Gehabicz
zauważyła zaczerwienione oczy, ale postanowiła nic nie mówić. Wcześniej napięta
cisza rozciągnęła się między nimi przyjmując bardziej rozluźniony ton. Herbata
podziałała i Alice mogła skupić się na swojej lekturze. Nawet Lync wydawał się
być bardziej rozluźniony, zapadł się głębiej w krześle i otoczył dłońmi ciepły
kubek.
"Wydawał się być żywą istotą, a Volan nie chciał czuć się jak połknięta zdobycz." To zdanie jest naprawdę świetne. W ogóle opisy domu bardzo mi się tu podobają. Są niesamowicie klimatyczne.
OdpowiedzUsuńSą takie momenty, kiedy po prostu piszesz i piszesz i słowa same się układają w zdania. Ta miniaturka właśnie w takich okolicznościach została napisana. Dziękuję! :D
Usuń