Opis: Keith nie może poradzić sobie z nazbyt aktywnym Spectrą a Gus, z nie lepszym skutkiem, ze wspomnieniami niewoli u Zenohelda.
Nocne spacery, dobre serce, za które najlepiej by skoczyć do rzeki z kamieniami w kieszeniach oraz zwierzanie się w kawiarence.
Akcja gdzieś pomiędzy seriami.
2835 słów. Obiecany one-shot.
Keith wpatrywał się tępo w sufit, usilnie starając się stłumić szepczący w jego głowie głos.
"Jak mogłeś dać się pokonać?"
"Byliśmy tak blisko zdobycia potęgi!"
Spectra szeptał nieustępliwie, jego głos wwiercał się w umysł chłopaka. Clay czuł narastającą złość. Jego? Phantoma?
Czyje były zalewające go emocje?
Chłopak przycisnął dłonie do oczu. Był tak bardzo zmęczony, jednak za każdym razem, gdy zapadał w sen ogarniało go przerażenie, że po obudzeniu się nie będzie już Keithem Clayem.
W końcu z warknięciem zerwał się z łóżka i ruszył w stronę kuchni. Helios zaalarmowany nagłym ruchem spojrzał w stronę swojego partnera, jednak nic nie powiedział. Jego głos w takich chwilach tylko jeszcze bardziej pobudzał Spectrę. W tej walce nie mógł mu pomóc.
Były lider Vexosów patrzył beznamiętnie jak stary ekspres do kawy mozolnie produkuje parujący napój.
Automat cicho szumiał, a głos Spectry nie milkł ani na chwilę.
"Jesteś beznadziejny."
Keith z wrzaskiem zmiótł ze stołu żółty kubek, który roztrzaskał się na podłodze. Kawa rozprysła się po kuchni, a chłopak osunął na podłogę i chwycił za głowę. Przerażony wściekłością, która w nim buzowała niczym pożar. Wściekłością, która nie była jego, a która powoli go wypalała.
"Spójrz na siebie. Jesteś żałosny!"
-Zamknij się! STUL PYSK! - wrzasnął. Obrzydzenie do samego siebie i nieodparta chęć walki gotowały się w nim.
Był tak bardzo zmęczony.
Gus tępo wpatrywał się na ukryty w ciemności sufit. Tykanie zegara w kącie pokoju było jedynym dźwiękiem wypełniającym ciszę.
Przekręcając się na bok, na niewygodnej kanapie, sięgnął po pilot od telewizora.
Nie mógł już znieść ciszy panującej w jego mieszkaniu.
Ekran oświetlił pokój, a rozemocjonowane głosy aktorów zlały się w jednostajny szum. Grave ciągle miał wrażenie, że jest w celi. Sam, bez szansy na ratunek. Uznany za martwego.
Wspomnienie zimnego, twardego betonu sprawiło, że zaczął drżeć. Mimo iż przykrywał się kocem ciało uparcie nie chciało się rozgrzać.
W końcu, nie mogąc wytrzymać nic nie robienia, wstał i okutany w koc stanął przy oknie patrząc na wiecznie rozbudzone miasto. Nocni maruderzy radośnie przemierzali ulice.
Szyba o którą opierał czoło wręcz promieniowała chłodem (nienawidził zimna) i oddzielała go od świata zewnętrznego
Ciągle był więźniem
W końcu jego uwagę przyciągnął wibrujący telefon.
Gdy po kuchni nie walały się już żadne pozostałości nieszczęsnego kubka, a ręka była niezbyt wprawnie opatrzona Keith ze zrezygnowaniem ponownie usiadł na łóżku, trzymając w dłoni pudełeczko tabletek uspokajających. Nie był w stanie skupić się na niczym. Mimo późnej pory, sen również nie miał najmniejszego zamiaru skrócić męczarni chłopaka.
Głos Spectry skutecznie rozpraszał wszystkie jego myśli.
"Miałeś zniknąć!"
"Gdyby nie ty Vestala należałaby do mnie!"
"Siedzisz teraz tutaj i użalasz się nad sobą!"
Keith schował głowę między kolanami. Drżał, serce biło jakby chciało wyrwać się z piersi i odlecieć w siną dal, a ręce miał mokre od potu.
Bał się.
A Spectra karmił się jego strachem, głos lidera stawał się coraz wyraźniejszy.
"Musisz nauczyć się radzić sobie ze stresem. Strach czy inne silne emocje sprawią, że Spectra Phantom będzie miał okazję przejąć nad tobą kontrolę. Leki na dłuższą metę też nie załatwią wszystkiego. Medytacja, joga, cokolwiek. Musisz znaleźć sposób na opanowanie emocji."
Słowa psychiatry przedarły się przez szept Vexosa. Clay wziął kilka głębokich wdechów i starał się rozluźnić mięśnie. Z całych sił próbował skupić swoją uwagę na wspomnieniach sprzed całego tego szaleństwa z bakuganami. Z trudem przypomniał sobie chwile spędzone z Mirą, czy nieliczne wspólne obiady z ojcem.
Wspomnienia, które zawierały w sobie mamę były tylko wyblakłymi ochłapami wspomnień.
Gdy Spectra w końcu zamilkł, Keith był w stanie wyobrazić sobie jak vexos z zainteresowaniem przygląda się jego wspomnieniom co wcale nie pomogło mu w uspokojeniu się. Jakby tego było mało dni spędzone jako Spectra Phantom były przerażająco wyraźne, jakby to on był tym 'drugim'. Miał wrażenie, że coraz mniej jest sobą, zupełnie jakby był wsysany w czarną dziurę. Panika powoli ponownie zaczęła odbierać mu oddech. Ostatecznie poderwał się na równe nogi i zaczął przetrząsać pokój w poszukiwaniu telefonu, prawie w locie połykając przy okazji wyłuskaną z opakowania tabletkę. Nie ufał sobie wystarczająco aby pozostać sam na sam z Phantomem, a tylko jednej osobie nie bał się pokazać w takim stanie.
Gdy w końcu urządzenie znalazło się w jego rękach dopadły go wątpliwości.
A co jeśli chłopak tak naprawdę uznawał tylko jego drugą stronę?...
Szybko odegnał od siebie te myśli i wybrał numer zanim zdążył się rozmyślić.
Przyłożył telefon do ucha i przygryzł nerwowo wargę.
Gus spokojnie podszedł do szafki na której niezmordowanie wibrował telefon, jego serce na chwilę przyspieszyło gdy zobaczył, kto starał się do niego dodzwonić. Gdy odebrał, przez sekundę miał wrażenie, że po drugiej stronie usłyszy dobrze mu znany, władczy i pewny siebie głos jego mistrza, jednak szybko został sprowadzony na ziemię.
-Em, cześć Gus. Nie przeszkadzam? - Głos, który rozbrzmiał z całą pewnością nie był już władczy. Grave z łatwością odnalazł w nim charakterystyczne drżenie sygnalizujące niepokój osoby z którą rozmawia.
"Znowu jest niestabilny" przeszło mu przez myśl.
-Nie. Stało się coś? - Nie zdradził, że już wiedział po co starszy chłopak dzwonił. Gdzieś w głębi siebie był mu nawet za to wdzięczny. Miał nadzieję, że Keith potrzebuje towarzystwa. On, z pewnością potrzebował, tak więc nie miał nic przeciwko gdy Clay zaproponował nocny spacer. Świeże powietrze dobrze mu zrobi.
Zresztą to wcale nie było tak, że nie lubił Keitha. W końcu, to on był tym, kto tak naprawdę krył się za czerwoną maską. Po prostu, były chwile, kiedy zwyczajnie tęsknił za Spectrą Phantomem. Jego siłą i niezłomnością. To on dostrzegł w nim potencjał i pokazał, że może stać się naprawdę silny.
Ostatecznie Gus otrząsnął się z niepotrzebnych myśli i poszedł się przebrać.
Gdy zamykał za sobą drzwi do mieszkania robił to z poczuciem ulgi. Nieważne czy to Phantom, czy Clay, ważne, że ponownie wyciągał go z jego więzienia.
A że robił to nieświadomie, z powodu własnych problemów? Tym lepiej. Grave będzie mógł skupić się na czymś innym niż jego własne demony.
Keith nerwowo przebierał nogami pod sklepem całodobowym, gdzie umówił się z Gusem. Z westchnieniem ulgi pomachał do zbliżającego się młodzieńca. Spectra otumaniony lekami z opóźnieniem zarejestrował obecność Grave'a; wojownik Subterry pełnił rolę swoistego valium dla gracza Pyrusa.
Helios pobudzał w blondynie chęć walki. Przypominał o sile i adrenalinie płynącej z pojedynków, o poczuciu zagrożenia i potrzebie ciągłego pokazywania ile jest się wart. Gus z kolei wydawał się sprawiać, że Spectra spuszczał z tonu, jakby czuł się bezpiecznie przy zaufanym słudze. W sumie było to prawdą. Jeżeli Helios podsycał pożar, to Gus nie pozwalał mu się zbytnio rozprzestrzenić. Twardo stąpając po ziemi umiał utemperować rozbujałe ego swojego mistrza.
-Masz jakieś konkretne plany? - zapytał Grave stając na przeciwko starszego chłopaka, ten tylko wzruszył ramionami i ruszył w bliżej nieokreślonym kierunku.
-No nie, główną osią planu było wyrwanie się z domu i spotkanie z tobą - przyznał Keith bez zająknięcia, jak zdarzało się przy okazji wcześniejszych spotkań. Gus tyko pokiwał głową i ruszył w obranym przez przyjaciela kierunku.
-Co ci się stało w rękę? - Keith szybko schował dłoń do kieszeni, Gus mógłby przysiąc, że się zarumienił.
-Nic, mały wypadek przy pracy.
-Wypadek? - Podejrzliwość Grave'a nastawiła uszu i zaczęła węszyć.
-Nieważne, może przejdziemy się na rynek? - Keith wyraźnie nie miał ochoty poruszać tego tematu, więc Gus w końcu dał mu spokój. Szli w ciszy każdy w swoim świecie, Keith bez celu przyglądał się mijanym co jakiś czas ludziom, a Gus patrzył zamyślony przed siebie.
Gracz Subtery już miał coś powiedzieć, jednak nim zdążył wydobyć z siebie pierwszy dźwięk przed jego oczami śmignęło coś czerwonego i, ni z tego ni z owego, w jego ręce zmaterializowała się wątpliwej urody róża.
-Da pan od serca, widzi, że kaleka. - Wiekowa przedstawicielka vestaliańskich, ulicznych naciągaczy zamachała mu przed nosem jakimś zdjęciem, skutecznie uniemożliwiając zidentyfikowanie bytu się na nim znajdującego i łypnęła w stronę Keitha, który zamachał trochę rozpaczliwie rękami. Widząc, że drugi chłopak nie będzie tak łatwym celem ponownie skupiła się na ciągle zaskoczonym Grave'ie i, nie dając mu wyjść z szoku, zaświergotała coś w swoim narzeczu oraz podetknęła ostentacyjnie koszyczek z kilkoma miedziakami pod nos.
-Da pan dziesięć, bóg odpłaci. Pomoc jest dobra, a widzi, że kaleka. - Gus zamrugał, popatrzył do koszyczka, mrugnął jeszcze raz i w końcu coś mu w mózgu zgrzytnęło i zaskoczyło.
-Ale ja nie mam - zająknął się - znaczy mam piątkę, ale to wszystko! - sprostował widząc, że babcia zezuje niebezpiecznie w stronę jego kieszeni. Staruszka nie dała się tak łatwo zbyć i ponownie zaczęła świergotać w narzeczu kompletnie nieznanym chłopakom. Wytrącony z równowagi Gus wrzucił tę nieszczęsną piątkę do koszyczka kierowany mocno zachwianym poczuciem, że może jednak parchata babcia serio zbiera na 'kalekę'.
-Nie ma dziesięć? - uparta naciągaczka ponownie łypnęła w stronę Keitha jednak ten pokręcił przecząco głową. Pozbawiona momentu zaskoczenia babcia nie miała szans naciągnąć jeszcze jego. Clay widząc, że kobiecina straciła rezon chwycił Gusa za rękaw i pociągnął szybko do przodu wymijając żebraczkę, po czym ruszył w kierunku najbliższej, otwartej kawiarni coby babci nie przyszło do głowy jeszcze ich gonić. Niby coś takiego się nie zdarzało, jednak przezorny zawsze ubezpieczony.
-Bierz to ode mnie - nieszczęsna różyczka została mało delikatnie wepchnięta w ręce Keitha. - Nie wierzę, że dałem się tak łatwo naciągnąć! - Gus dramatycznie opadł na kawiarniane krzesło i odchylił się do tyłu jakby oczekiwał, że zaraz coś z nieba łaskawie zejdzie i zdzieli go przez łeb, tak od serca i najlepiej czymś ciężkim. Clay w tym czasie załatwił dla nich po menu i spokojnie usadowił się po drugiej stronie stolika. Różyczkę położył oczywiście na nim, pozwalając Gusowi co chwila łypać na nią niczym rasowy bazyliszek.
-Jakoś ci się to zbilansuje, wiesz karma i te takie - zwątpienie zawisło na końcu zdania jednak Keith metaforycznie strzepnął je za pomocą niezawodnej czekolady.
-O patrz, już działa. Gorąca czekolada z rumem za niecałe 6 złoty. - Gus przeniósł chmurne spojrzenie na wspomniany napój.
-Nawet o niej nie myśl - zastrzegł Grave przeczuwając, że przyjaciel wspomagał się w walce ze Spectrą. -... A zwykła za 9. Gdzie tu sens? - zwątpienie niczym rasowy alpinista najwyraźniej było dobrze przygotowane.
Finalnie skończyło się na tym, że obaj zamówili po zestawie śniadaniowym, w środku nocy. Kelnerka tylko spojrzała na nich dziwnie, a na widok samotnej różyczki najwyraźniej zwątpiła.
-Tak więc, co tam u ciebie słychać? - Keith omal nie poczuł jak Spcetra trzepnął go w tył głowy za pokaz kreatywności, Gus na szczęście był ciągle zajęty obrażaniem się na Bogu ducha winnego kwiatka aby w pełni ten popis docenić.
-Ano, dość spokojnie. Jak wiesz wynajmuję mieszkanie trochę na uboczu miasta, udało mi się zatrudnić u takiej jednej starszej pani w księgarni co zresztą też wiesz... - 'i dodatkowo dorabiam jako twój terapeuta' nie zostało dopowiedziane ale przyczaiło się za wielokropkiem. Clay chrząknął zagubiony i rozpaczliwie zaczął szukać o czym by tu pogadać. Odkąd Spectra przyczaił się na obrzeżach jego świadomości kontakty z Gusem stały się dla chłopaka trochę niezręczne. No bo, jak powinien się zachować przy kimś, kto był nieomal czcicielem jego alter ego? Na szczęście od przedłużającej się ciszy wybawiła go kelnerka przynosząc dwa zestawy... I dwie czekoladowe babeczki. Clay zbaraniał i spojrzał na kobietę pytająco.
- Na koszt firmy - i tyle z wytłumaczeń, kelnerka jeszcze tylko raz rzuciła okiem na różę i, kręcąc głową, ruszyła z powrotem w stronę kas. Gus również przyglądał jej się podejrzliwie.
-O co jej chodziło na litość? - Keith spojrzał to na różyczkę, to na dodatkowe babeczki i parsknął śmiechem.
-No co? - Gus wyglądał na zdezorientowanego.
-Pomyśl, dwójka chłopaków siedząca razem z różyczką w kawiarni w nocy...? - Grave zamyślił się, po czym przybrał kolor dojrzałych pomidorów.
-Co!? Ale to, ja nie, znaczy nie wiem jak ty, ale je nie, nie... - chłopak zaczął machać rękami ni to do nieobecnej kelnerki, ni do Claya.
-Przecież my nie jesteśmy razem! Znaczy, znaczy jesteśmy, ale nie tak! - Gus ostatecznie się zapowietrzył.
Keith za to przydzwonił czołem o blat stolika wydobywając z siebie serię słabo maskowanych chrząka-chichotów, przez co nie zauważył rekordowego buraka, którego spalił jego towarzysz. Głupawka trwała jeszcze chwilę w czasie której Gus obdarzył kolegę wyjątkowo ciepłym spojrzeniem. Miło było popatrzeć jak Keith śmieje się i zachowuje jak normalny nastolatek.
-Daj mi jakąś chusteczkę - wykrztusił ostatecznie z siebie blondyn, gdy już udało mu się opanować.
-Co?
-Chusteczka. Szybko. - Gus porwał serwetkę spod filiżanki czekolady i podał ją koledze, Keith, nie odrywając czoła od blatu stołu, głośno wysmarkał nos.
-Matko, ty chyba się nie poryczałeś?! - Gus nie miał pojęcia jak postępować z zapłakanym chłopakiem. Chwilowe rozluźnienie wyparowało zastąpione strachem. Już nie raz był świadkiem gwałtownych zmian nastroju Claya.
-W sumie tak, ale od śmiechu. - Gus dyskretnie odetchnął z ulgą i rozglądnął się po kawiarni nie wiedząc co teraz. Ostatecznie postanowił w końcu zaopiekować się zamówionym posiłkiem. Rogalik jakimś cudem jeszcze posiadał znikome ślady ciepła, za to herbata akurat nie prezentowała sobą zagrożenia poparzeniami trzeciego stopnia. W dodatku była malinowa - jego ulubiona. Keith poszedł w jego ślady a cisza, która tym razem zapanowała była z gatunku tych komfortowych.
Młodszy chłopak zerknął na, najwyraźniej, biznesmena siedzącego w rogu kawiarni i klikającego coś na laptopie.
-Czasem mam wrażenie, że to ja jestem wytworem wyobraźni. - Dobiegł go cichy i nagle pusty głos przyjaciela, Grave nadstawił uszu ale nic nie powiedział. Odkąd pokonano Zenohelda Keith ani razu nawet nie próbował się zwierzać. - Wspomnienia, kiedy byłem Spectrą są aż nadto wyraźne. Przecież tak nie powinno być! Czasem z trudem przypominam sobie jak to kiedyś było. Zamiast wspomnień szkolnych w mojej głowie panuje jakiś huragan wspomnień Phantoma. Czasem, jak się budzę, to wydaje mi się, że zaraz powinienem się zameldować u Zenohelda. Są dni kiedy prawie uciekam od Heliosa
Gus już miał jakoś napomknąć, że nie tylko on cierpi z powodu całej tej chryi z bakuganami, jednak następne słowa sprawiły, że zamarł.
-W dodatku czasem mam ochotę po prostu zniknąć. Zasnąć i już się więcej nie obudzić, nie umierać, chyba po prostu poddać się Spectrze, ale teraz to już nie jest takie proste. Jakby po ostatnim przebudzeniu moje ciało nie mogło się zdecydować przez kogo chce być pilotowane. Mam wrażenie, że dzisiaj, gdybym się z tobą nie spotkał, mógłbym zrobić coś bardzo głupiego. - Gus odruchowo spojrzał na zabandażowaną rękę, którą Keith zacisnął w pięść.
-Czasami boję się samego siebie. Dlaczego to akurat mnie spotkało? Gdyby nie to to może nasza rodzina...
-Nie! - Gus trzasnął w stół ręką, aż tych kilka osób siedzących w pomieszczeniu spojżało na niego, nawet Keith podniósł głowę z nad stołu.
-Co?
-Nie waż się tak myśleć - warknął Gus. - To nie twoja wina! Nieważne czy świadomie, czy podświadome sam stworzyłeś Spectrę, nic co się stało nie jest twoją winą. Gdybyś nie zaczął służyć królowi, twój ojciec i tak zostałby jego naukowcem...
-Mógłbym wtedy jakoś pomóc Mirze i...
-Jak? Dwójka dzieciaków o zerowych wpływach? Co byście zrobili? Mira założyła Ruch Oporu jako odpowiedź na Vexosów, ba! Jej siłą napędową było odnalezienie ciebie! - Gus spojrzał na Keitha uparcie wytrzymując jego powątpiewające spojrzenie.
-Zawiodłem ją...
-Zdarza się. - Jedyne co Gus wiedział to to, żeby nie pozwolić się mu za bardzo obwiniać. Nikomu by to pożytku nie przyniosło. - Przecież już przerabiałeś to z psychiatrą, no nie?
-Ano tak, jednak psychiatra to psychiatra... czasami nieważne co mi ktoś mówi i tak mam wrażenie, że to wszystko to moja wina...
-Przejdziesz przez to. - Proste stwierdzenie, które chłopak musiał słyszeć już milion razy. Clay odwrócił wzrok i zawiesił spojrzenie gdzieś na przeciwległej ścianie. Gus dopiero teraz przyjrzał mu się uważniej. Schudł a pod oczami malowały się fioletowe sińce, sam musiał wyglądać podobnie, jednak stan w jakim znajdował się Keith wyjątkowo sprawiał, że czuł się nieswojo. Chłopak był przecież twardy jak stal, między vexosami panowało przekonanie, że mógłby usiąść na rozgrzanej patelni gołym tyłkiem i nawet by nie mrugnął. Dopiero po chwili dotarło do Gusa coś bardzo, bardzo ważnego.
To NIE był Spectra, chłopak, który przed nim siedział musiał przejść coś co zmusiło go do wytworzenia ILUZJI bycia silnym. Teraz zmagał się nie tylko z tamtymi wydarzeniami ale i z brakiem zaufania do samego siebie. Ba, najwyraźniej nie wiedział już nawet KIM jest. Gus poczuł jak coś ściska go za serce.
Sięgnął ponad stolikiem i chwycił dłoń Keitha ściskając ją z zamiarem dodania otuchy. Chciał w tym geście zawrzeć wszytko czego nie umiał ubrać w słowa.
"Jestem tutaj."
"Nie jesteś sam"
"Dasz radę"
"Wszystko się jakoś ułoży"
"Bądź cierpliwy"
Nagły uścisk dłoni wyrwał Keitha z ponurych myśli, zaskoczony spojrzał na Gusa szukając w jego oczach odpowiedzi, jednak to co znalazł sprawiło, że poczuł się - pierwszy raz od pokonania Zenohelda - nie, nie bezpiecznie, na to było jeszcze za wcześnie, ale poczuł się PEWNIEJ a to już było coś.
Uśmiechnął się lekko i odwzajemnił uścisk.
Kiedy wrócił do domu na stole pojawiła się ulokowana w butelce różyczka, którą Helios przywitał wielce podejrzliwie.
Tym razem udało mu się spokojnie zasnąć a Spectra nie odzywał się przez całą noc.
Gus również spał aż do rana. Tym razem po zamknięciu oczu przywitała go ciepła pustka. Żadnych cel, lochów i poczucia zapomnienia ponieważ tym razem miał być dla kogo silny.
Nie wiedział kiedy, jednak był pewny, że poradzą sobie z własnymi demonami.
Nocne spacery, dobre serce, za które najlepiej by skoczyć do rzeki z kamieniami w kieszeniach oraz zwierzanie się w kawiarence.
Akcja gdzieś pomiędzy seriami.
2835 słów. Obiecany one-shot.
***
Keith wpatrywał się tępo w sufit, usilnie starając się stłumić szepczący w jego głowie głos.
"Jak mogłeś dać się pokonać?"
"Byliśmy tak blisko zdobycia potęgi!"
Spectra szeptał nieustępliwie, jego głos wwiercał się w umysł chłopaka. Clay czuł narastającą złość. Jego? Phantoma?
Czyje były zalewające go emocje?
Chłopak przycisnął dłonie do oczu. Był tak bardzo zmęczony, jednak za każdym razem, gdy zapadał w sen ogarniało go przerażenie, że po obudzeniu się nie będzie już Keithem Clayem.
W końcu z warknięciem zerwał się z łóżka i ruszył w stronę kuchni. Helios zaalarmowany nagłym ruchem spojrzał w stronę swojego partnera, jednak nic nie powiedział. Jego głos w takich chwilach tylko jeszcze bardziej pobudzał Spectrę. W tej walce nie mógł mu pomóc.
Były lider Vexosów patrzył beznamiętnie jak stary ekspres do kawy mozolnie produkuje parujący napój.
Automat cicho szumiał, a głos Spectry nie milkł ani na chwilę.
"Jesteś beznadziejny."
Keith z wrzaskiem zmiótł ze stołu żółty kubek, który roztrzaskał się na podłodze. Kawa rozprysła się po kuchni, a chłopak osunął na podłogę i chwycił za głowę. Przerażony wściekłością, która w nim buzowała niczym pożar. Wściekłością, która nie była jego, a która powoli go wypalała.
"Spójrz na siebie. Jesteś żałosny!"
-Zamknij się! STUL PYSK! - wrzasnął. Obrzydzenie do samego siebie i nieodparta chęć walki gotowały się w nim.
Był tak bardzo zmęczony.
*
Gus tępo wpatrywał się na ukryty w ciemności sufit. Tykanie zegara w kącie pokoju było jedynym dźwiękiem wypełniającym ciszę.
Przekręcając się na bok, na niewygodnej kanapie, sięgnął po pilot od telewizora.
Nie mógł już znieść ciszy panującej w jego mieszkaniu.
Ekran oświetlił pokój, a rozemocjonowane głosy aktorów zlały się w jednostajny szum. Grave ciągle miał wrażenie, że jest w celi. Sam, bez szansy na ratunek. Uznany za martwego.
Wspomnienie zimnego, twardego betonu sprawiło, że zaczął drżeć. Mimo iż przykrywał się kocem ciało uparcie nie chciało się rozgrzać.
W końcu, nie mogąc wytrzymać nic nie robienia, wstał i okutany w koc stanął przy oknie patrząc na wiecznie rozbudzone miasto. Nocni maruderzy radośnie przemierzali ulice.
Szyba o którą opierał czoło wręcz promieniowała chłodem (nienawidził zimna) i oddzielała go od świata zewnętrznego
Ciągle był więźniem
W końcu jego uwagę przyciągnął wibrujący telefon.
*
Blondyn powoli wstał i sprzątnął resztki kubka z podłogi. Zbyt długo ważył w dłoni wyjątkowo ostry odłamek naczynia, który ostatecznie skaleczył jej wewnętrzną stronę. Widok krwi nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia, a ból pozwolił na chwilę zagłuszyć głos Spectry. Dopiero po chwili uświadomił sobie co się stało i jak najszybciej wyrzucił odłamek do kosza, po czym ruszył do łazienki opatrzyć ranę.Gdy po kuchni nie walały się już żadne pozostałości nieszczęsnego kubka, a ręka była niezbyt wprawnie opatrzona Keith ze zrezygnowaniem ponownie usiadł na łóżku, trzymając w dłoni pudełeczko tabletek uspokajających. Nie był w stanie skupić się na niczym. Mimo późnej pory, sen również nie miał najmniejszego zamiaru skrócić męczarni chłopaka.
Głos Spectry skutecznie rozpraszał wszystkie jego myśli.
"Miałeś zniknąć!"
"Gdyby nie ty Vestala należałaby do mnie!"
"Siedzisz teraz tutaj i użalasz się nad sobą!"
Keith schował głowę między kolanami. Drżał, serce biło jakby chciało wyrwać się z piersi i odlecieć w siną dal, a ręce miał mokre od potu.
Bał się.
A Spectra karmił się jego strachem, głos lidera stawał się coraz wyraźniejszy.
"Musisz nauczyć się radzić sobie ze stresem. Strach czy inne silne emocje sprawią, że Spectra Phantom będzie miał okazję przejąć nad tobą kontrolę. Leki na dłuższą metę też nie załatwią wszystkiego. Medytacja, joga, cokolwiek. Musisz znaleźć sposób na opanowanie emocji."
Słowa psychiatry przedarły się przez szept Vexosa. Clay wziął kilka głębokich wdechów i starał się rozluźnić mięśnie. Z całych sił próbował skupić swoją uwagę na wspomnieniach sprzed całego tego szaleństwa z bakuganami. Z trudem przypomniał sobie chwile spędzone z Mirą, czy nieliczne wspólne obiady z ojcem.
Wspomnienia, które zawierały w sobie mamę były tylko wyblakłymi ochłapami wspomnień.
Gdy Spectra w końcu zamilkł, Keith był w stanie wyobrazić sobie jak vexos z zainteresowaniem przygląda się jego wspomnieniom co wcale nie pomogło mu w uspokojeniu się. Jakby tego było mało dni spędzone jako Spectra Phantom były przerażająco wyraźne, jakby to on był tym 'drugim'. Miał wrażenie, że coraz mniej jest sobą, zupełnie jakby był wsysany w czarną dziurę. Panika powoli ponownie zaczęła odbierać mu oddech. Ostatecznie poderwał się na równe nogi i zaczął przetrząsać pokój w poszukiwaniu telefonu, prawie w locie połykając przy okazji wyłuskaną z opakowania tabletkę. Nie ufał sobie wystarczająco aby pozostać sam na sam z Phantomem, a tylko jednej osobie nie bał się pokazać w takim stanie.
Gdy w końcu urządzenie znalazło się w jego rękach dopadły go wątpliwości.
A co jeśli chłopak tak naprawdę uznawał tylko jego drugą stronę?...
Szybko odegnał od siebie te myśli i wybrał numer zanim zdążył się rozmyślić.
Przyłożył telefon do ucha i przygryzł nerwowo wargę.
*
Gus spokojnie podszedł do szafki na której niezmordowanie wibrował telefon, jego serce na chwilę przyspieszyło gdy zobaczył, kto starał się do niego dodzwonić. Gdy odebrał, przez sekundę miał wrażenie, że po drugiej stronie usłyszy dobrze mu znany, władczy i pewny siebie głos jego mistrza, jednak szybko został sprowadzony na ziemię.
-Em, cześć Gus. Nie przeszkadzam? - Głos, który rozbrzmiał z całą pewnością nie był już władczy. Grave z łatwością odnalazł w nim charakterystyczne drżenie sygnalizujące niepokój osoby z którą rozmawia.
"Znowu jest niestabilny" przeszło mu przez myśl.
-Nie. Stało się coś? - Nie zdradził, że już wiedział po co starszy chłopak dzwonił. Gdzieś w głębi siebie był mu nawet za to wdzięczny. Miał nadzieję, że Keith potrzebuje towarzystwa. On, z pewnością potrzebował, tak więc nie miał nic przeciwko gdy Clay zaproponował nocny spacer. Świeże powietrze dobrze mu zrobi.
Zresztą to wcale nie było tak, że nie lubił Keitha. W końcu, to on był tym, kto tak naprawdę krył się za czerwoną maską. Po prostu, były chwile, kiedy zwyczajnie tęsknił za Spectrą Phantomem. Jego siłą i niezłomnością. To on dostrzegł w nim potencjał i pokazał, że może stać się naprawdę silny.
Ostatecznie Gus otrząsnął się z niepotrzebnych myśli i poszedł się przebrać.
Gdy zamykał za sobą drzwi do mieszkania robił to z poczuciem ulgi. Nieważne czy to Phantom, czy Clay, ważne, że ponownie wyciągał go z jego więzienia.
A że robił to nieświadomie, z powodu własnych problemów? Tym lepiej. Grave będzie mógł skupić się na czymś innym niż jego własne demony.
*
Keith nerwowo przebierał nogami pod sklepem całodobowym, gdzie umówił się z Gusem. Z westchnieniem ulgi pomachał do zbliżającego się młodzieńca. Spectra otumaniony lekami z opóźnieniem zarejestrował obecność Grave'a; wojownik Subterry pełnił rolę swoistego valium dla gracza Pyrusa.
Helios pobudzał w blondynie chęć walki. Przypominał o sile i adrenalinie płynącej z pojedynków, o poczuciu zagrożenia i potrzebie ciągłego pokazywania ile jest się wart. Gus z kolei wydawał się sprawiać, że Spectra spuszczał z tonu, jakby czuł się bezpiecznie przy zaufanym słudze. W sumie było to prawdą. Jeżeli Helios podsycał pożar, to Gus nie pozwalał mu się zbytnio rozprzestrzenić. Twardo stąpając po ziemi umiał utemperować rozbujałe ego swojego mistrza.
-Masz jakieś konkretne plany? - zapytał Grave stając na przeciwko starszego chłopaka, ten tylko wzruszył ramionami i ruszył w bliżej nieokreślonym kierunku.
-No nie, główną osią planu było wyrwanie się z domu i spotkanie z tobą - przyznał Keith bez zająknięcia, jak zdarzało się przy okazji wcześniejszych spotkań. Gus tyko pokiwał głową i ruszył w obranym przez przyjaciela kierunku.
-Co ci się stało w rękę? - Keith szybko schował dłoń do kieszeni, Gus mógłby przysiąc, że się zarumienił.
-Nic, mały wypadek przy pracy.
-Wypadek? - Podejrzliwość Grave'a nastawiła uszu i zaczęła węszyć.
-Nieważne, może przejdziemy się na rynek? - Keith wyraźnie nie miał ochoty poruszać tego tematu, więc Gus w końcu dał mu spokój. Szli w ciszy każdy w swoim świecie, Keith bez celu przyglądał się mijanym co jakiś czas ludziom, a Gus patrzył zamyślony przed siebie.
Gracz Subtery już miał coś powiedzieć, jednak nim zdążył wydobyć z siebie pierwszy dźwięk przed jego oczami śmignęło coś czerwonego i, ni z tego ni z owego, w jego ręce zmaterializowała się wątpliwej urody róża.
-Da pan od serca, widzi, że kaleka. - Wiekowa przedstawicielka vestaliańskich, ulicznych naciągaczy zamachała mu przed nosem jakimś zdjęciem, skutecznie uniemożliwiając zidentyfikowanie bytu się na nim znajdującego i łypnęła w stronę Keitha, który zamachał trochę rozpaczliwie rękami. Widząc, że drugi chłopak nie będzie tak łatwym celem ponownie skupiła się na ciągle zaskoczonym Grave'ie i, nie dając mu wyjść z szoku, zaświergotała coś w swoim narzeczu oraz podetknęła ostentacyjnie koszyczek z kilkoma miedziakami pod nos.
-Da pan dziesięć, bóg odpłaci. Pomoc jest dobra, a widzi, że kaleka. - Gus zamrugał, popatrzył do koszyczka, mrugnął jeszcze raz i w końcu coś mu w mózgu zgrzytnęło i zaskoczyło.
-Ale ja nie mam - zająknął się - znaczy mam piątkę, ale to wszystko! - sprostował widząc, że babcia zezuje niebezpiecznie w stronę jego kieszeni. Staruszka nie dała się tak łatwo zbyć i ponownie zaczęła świergotać w narzeczu kompletnie nieznanym chłopakom. Wytrącony z równowagi Gus wrzucił tę nieszczęsną piątkę do koszyczka kierowany mocno zachwianym poczuciem, że może jednak parchata babcia serio zbiera na 'kalekę'.
-Nie ma dziesięć? - uparta naciągaczka ponownie łypnęła w stronę Keitha jednak ten pokręcił przecząco głową. Pozbawiona momentu zaskoczenia babcia nie miała szans naciągnąć jeszcze jego. Clay widząc, że kobiecina straciła rezon chwycił Gusa za rękaw i pociągnął szybko do przodu wymijając żebraczkę, po czym ruszył w kierunku najbliższej, otwartej kawiarni coby babci nie przyszło do głowy jeszcze ich gonić. Niby coś takiego się nie zdarzało, jednak przezorny zawsze ubezpieczony.
-Bierz to ode mnie - nieszczęsna różyczka została mało delikatnie wepchnięta w ręce Keitha. - Nie wierzę, że dałem się tak łatwo naciągnąć! - Gus dramatycznie opadł na kawiarniane krzesło i odchylił się do tyłu jakby oczekiwał, że zaraz coś z nieba łaskawie zejdzie i zdzieli go przez łeb, tak od serca i najlepiej czymś ciężkim. Clay w tym czasie załatwił dla nich po menu i spokojnie usadowił się po drugiej stronie stolika. Różyczkę położył oczywiście na nim, pozwalając Gusowi co chwila łypać na nią niczym rasowy bazyliszek.
-Jakoś ci się to zbilansuje, wiesz karma i te takie - zwątpienie zawisło na końcu zdania jednak Keith metaforycznie strzepnął je za pomocą niezawodnej czekolady.
-O patrz, już działa. Gorąca czekolada z rumem za niecałe 6 złoty. - Gus przeniósł chmurne spojrzenie na wspomniany napój.
-Nawet o niej nie myśl - zastrzegł Grave przeczuwając, że przyjaciel wspomagał się w walce ze Spectrą. -... A zwykła za 9. Gdzie tu sens? - zwątpienie niczym rasowy alpinista najwyraźniej było dobrze przygotowane.
Finalnie skończyło się na tym, że obaj zamówili po zestawie śniadaniowym, w środku nocy. Kelnerka tylko spojrzała na nich dziwnie, a na widok samotnej różyczki najwyraźniej zwątpiła.
-Tak więc, co tam u ciebie słychać? - Keith omal nie poczuł jak Spcetra trzepnął go w tył głowy za pokaz kreatywności, Gus na szczęście był ciągle zajęty obrażaniem się na Bogu ducha winnego kwiatka aby w pełni ten popis docenić.
-Ano, dość spokojnie. Jak wiesz wynajmuję mieszkanie trochę na uboczu miasta, udało mi się zatrudnić u takiej jednej starszej pani w księgarni co zresztą też wiesz... - 'i dodatkowo dorabiam jako twój terapeuta' nie zostało dopowiedziane ale przyczaiło się za wielokropkiem. Clay chrząknął zagubiony i rozpaczliwie zaczął szukać o czym by tu pogadać. Odkąd Spectra przyczaił się na obrzeżach jego świadomości kontakty z Gusem stały się dla chłopaka trochę niezręczne. No bo, jak powinien się zachować przy kimś, kto był nieomal czcicielem jego alter ego? Na szczęście od przedłużającej się ciszy wybawiła go kelnerka przynosząc dwa zestawy... I dwie czekoladowe babeczki. Clay zbaraniał i spojrzał na kobietę pytająco.
- Na koszt firmy - i tyle z wytłumaczeń, kelnerka jeszcze tylko raz rzuciła okiem na różę i, kręcąc głową, ruszyła z powrotem w stronę kas. Gus również przyglądał jej się podejrzliwie.
-O co jej chodziło na litość? - Keith spojrzał to na różyczkę, to na dodatkowe babeczki i parsknął śmiechem.
-No co? - Gus wyglądał na zdezorientowanego.
-Pomyśl, dwójka chłopaków siedząca razem z różyczką w kawiarni w nocy...? - Grave zamyślił się, po czym przybrał kolor dojrzałych pomidorów.
-Co!? Ale to, ja nie, znaczy nie wiem jak ty, ale je nie, nie... - chłopak zaczął machać rękami ni to do nieobecnej kelnerki, ni do Claya.
-Przecież my nie jesteśmy razem! Znaczy, znaczy jesteśmy, ale nie tak! - Gus ostatecznie się zapowietrzył.
Keith za to przydzwonił czołem o blat stolika wydobywając z siebie serię słabo maskowanych chrząka-chichotów, przez co nie zauważył rekordowego buraka, którego spalił jego towarzysz. Głupawka trwała jeszcze chwilę w czasie której Gus obdarzył kolegę wyjątkowo ciepłym spojrzeniem. Miło było popatrzeć jak Keith śmieje się i zachowuje jak normalny nastolatek.
-Daj mi jakąś chusteczkę - wykrztusił ostatecznie z siebie blondyn, gdy już udało mu się opanować.
-Co?
-Chusteczka. Szybko. - Gus porwał serwetkę spod filiżanki czekolady i podał ją koledze, Keith, nie odrywając czoła od blatu stołu, głośno wysmarkał nos.
-Matko, ty chyba się nie poryczałeś?! - Gus nie miał pojęcia jak postępować z zapłakanym chłopakiem. Chwilowe rozluźnienie wyparowało zastąpione strachem. Już nie raz był świadkiem gwałtownych zmian nastroju Claya.
-W sumie tak, ale od śmiechu. - Gus dyskretnie odetchnął z ulgą i rozglądnął się po kawiarni nie wiedząc co teraz. Ostatecznie postanowił w końcu zaopiekować się zamówionym posiłkiem. Rogalik jakimś cudem jeszcze posiadał znikome ślady ciepła, za to herbata akurat nie prezentowała sobą zagrożenia poparzeniami trzeciego stopnia. W dodatku była malinowa - jego ulubiona. Keith poszedł w jego ślady a cisza, która tym razem zapanowała była z gatunku tych komfortowych.
Młodszy chłopak zerknął na, najwyraźniej, biznesmena siedzącego w rogu kawiarni i klikającego coś na laptopie.
-Czasem mam wrażenie, że to ja jestem wytworem wyobraźni. - Dobiegł go cichy i nagle pusty głos przyjaciela, Grave nadstawił uszu ale nic nie powiedział. Odkąd pokonano Zenohelda Keith ani razu nawet nie próbował się zwierzać. - Wspomnienia, kiedy byłem Spectrą są aż nadto wyraźne. Przecież tak nie powinno być! Czasem z trudem przypominam sobie jak to kiedyś było. Zamiast wspomnień szkolnych w mojej głowie panuje jakiś huragan wspomnień Phantoma. Czasem, jak się budzę, to wydaje mi się, że zaraz powinienem się zameldować u Zenohelda. Są dni kiedy prawie uciekam od Heliosa
Gus już miał jakoś napomknąć, że nie tylko on cierpi z powodu całej tej chryi z bakuganami, jednak następne słowa sprawiły, że zamarł.
-W dodatku czasem mam ochotę po prostu zniknąć. Zasnąć i już się więcej nie obudzić, nie umierać, chyba po prostu poddać się Spectrze, ale teraz to już nie jest takie proste. Jakby po ostatnim przebudzeniu moje ciało nie mogło się zdecydować przez kogo chce być pilotowane. Mam wrażenie, że dzisiaj, gdybym się z tobą nie spotkał, mógłbym zrobić coś bardzo głupiego. - Gus odruchowo spojrzał na zabandażowaną rękę, którą Keith zacisnął w pięść.
-Czasami boję się samego siebie. Dlaczego to akurat mnie spotkało? Gdyby nie to to może nasza rodzina...
-Nie! - Gus trzasnął w stół ręką, aż tych kilka osób siedzących w pomieszczeniu spojżało na niego, nawet Keith podniósł głowę z nad stołu.
-Co?
-Nie waż się tak myśleć - warknął Gus. - To nie twoja wina! Nieważne czy świadomie, czy podświadome sam stworzyłeś Spectrę, nic co się stało nie jest twoją winą. Gdybyś nie zaczął służyć królowi, twój ojciec i tak zostałby jego naukowcem...
-Mógłbym wtedy jakoś pomóc Mirze i...
-Jak? Dwójka dzieciaków o zerowych wpływach? Co byście zrobili? Mira założyła Ruch Oporu jako odpowiedź na Vexosów, ba! Jej siłą napędową było odnalezienie ciebie! - Gus spojrzał na Keitha uparcie wytrzymując jego powątpiewające spojrzenie.
-Zawiodłem ją...
-Zdarza się. - Jedyne co Gus wiedział to to, żeby nie pozwolić się mu za bardzo obwiniać. Nikomu by to pożytku nie przyniosło. - Przecież już przerabiałeś to z psychiatrą, no nie?
-Ano tak, jednak psychiatra to psychiatra... czasami nieważne co mi ktoś mówi i tak mam wrażenie, że to wszystko to moja wina...
-Przejdziesz przez to. - Proste stwierdzenie, które chłopak musiał słyszeć już milion razy. Clay odwrócił wzrok i zawiesił spojrzenie gdzieś na przeciwległej ścianie. Gus dopiero teraz przyjrzał mu się uważniej. Schudł a pod oczami malowały się fioletowe sińce, sam musiał wyglądać podobnie, jednak stan w jakim znajdował się Keith wyjątkowo sprawiał, że czuł się nieswojo. Chłopak był przecież twardy jak stal, między vexosami panowało przekonanie, że mógłby usiąść na rozgrzanej patelni gołym tyłkiem i nawet by nie mrugnął. Dopiero po chwili dotarło do Gusa coś bardzo, bardzo ważnego.
To NIE był Spectra, chłopak, który przed nim siedział musiał przejść coś co zmusiło go do wytworzenia ILUZJI bycia silnym. Teraz zmagał się nie tylko z tamtymi wydarzeniami ale i z brakiem zaufania do samego siebie. Ba, najwyraźniej nie wiedział już nawet KIM jest. Gus poczuł jak coś ściska go za serce.
Sięgnął ponad stolikiem i chwycił dłoń Keitha ściskając ją z zamiarem dodania otuchy. Chciał w tym geście zawrzeć wszytko czego nie umiał ubrać w słowa.
"Jestem tutaj."
"Nie jesteś sam"
"Dasz radę"
"Wszystko się jakoś ułoży"
"Bądź cierpliwy"
Nagły uścisk dłoni wyrwał Keitha z ponurych myśli, zaskoczony spojrzał na Gusa szukając w jego oczach odpowiedzi, jednak to co znalazł sprawiło, że poczuł się - pierwszy raz od pokonania Zenohelda - nie, nie bezpiecznie, na to było jeszcze za wcześnie, ale poczuł się PEWNIEJ a to już było coś.
Uśmiechnął się lekko i odwzajemnił uścisk.
*
Tym razem udało mu się spokojnie zasnąć a Spectra nie odzywał się przez całą noc.
Gus również spał aż do rana. Tym razem po zamknięciu oczu przywitała go ciepła pustka. Żadnych cel, lochów i poczucia zapomnienia ponieważ tym razem miał być dla kogo silny.
Nie wiedział kiedy, jednak był pewny, że poradzą sobie z własnymi demonami.
Hej! jestem Miku-Chan. Od dłuższego czasu wchodzę na Twojego bloga. Muszę przyznać, że Bosko piszesz. Co do jakich kolwiek błędów nie zauważyłam ich wiele. Przecinki też są moją zmorą. (T-T) Bardzo podoba mi się jak oddajesz uczucia bohaterów. Napewno będę tu wpadała często. Pozdrawiam Miku :*
OdpowiedzUsuńWitam w mych skromnych progach!
UsuńAhhh, przecinki to mój największy wróg D:
Wielu osobom podoba się jak obrazuje uczucia co mnie trochę zastanawia bo sama do bardzo emocjonalnych osób nie należę, można powiedzieć że moje życie emocjonalne jest w stanie hibernacji xd
Pozdrawiam serdecznie :3
Dziękuję za odpowiedź. Mam pytanie kiedy pojawi się następna notka? Bo już nie mogę się doczekać. Przeczytałam wszystkie Twoje wpisy, bardzo mi się podoba jak piszesz. ~Miku-Chan~
OdpowiedzUsuńAh, przepraszam za późną odpowiedź!
UsuńKiedy następna notka? Cóż, jedyne co mogę zdradzić to to, że już się pisze.
Nie umiem określić kiedy ją skończę - mój sposób pisania jest baardzo spontaniczny i z tego powodu przerwy w notkach są nieregularne ^ ^"
Dobry :) Sorry, że komentarz tak późno po dodaniu notki, ale moja pamięć w wakacje poszła spać i rzadko się budzi ^^ Serio - w nocy sobie przypominam, że mam wejść na bloga, a w dzień wypada mi to z głowy i już nie wraca x.x
OdpowiedzUsuńNo, ale teraz najważniejsze: dawno nie czytałam czegoś, co by wywołało u mnie taki uśmiech jak ten wpis. Miałam dwa momenty, że zaczynałam się śmiać do komputera ;)
1. (najbardziej powalający) " Gus dramatycznie opadł na kawiarniane krzesło i odchylił się do tyłu jakby oczekiwał, że zaraz coś z nieba łaskawie zejdzie i zdzieli go przez łeb, tak od serca i najlepiej czymś ciężkim" xD
2. "Keith omal nie poczuł jak Spcetra trzepnął go w tył głowy za pokaz kreatywności, Gus na szczęście był ciągle zajęty obrażaniem się na Bogu ducha winnego kwiatka aby w pełni ten popis docenić." - tutaj wyobraziłam sobie jak wygląda Gus i przyszedł mi do głowy tylko obraz, jak siedzi na krześle ze skrzyżowanymi ramionami i wydętymi usteczkami dziecka, któremu odmówiono cukierków xD
I ogólnie ta cała sytuacja z różą była bajeczna :) Kelnerka zwątpiła i Helios chyba też zwątpił xD
Jak przeczytałam pierwsze zdanie tego wpisu o nazbyt aktywnym Spectrze, od razu skojarzyło mi się z opowiadaniem, które sama napisałam o problemach Keitha z osobowością, ale u mnie trochę inaczej to wyglądało xD
Ale w każdym razie, na miły początek roku szkolnego przeczytanie tak świetnej notki - jestem szczęśliwa. Nie mogę się doczekać następnej ^^
Pozdrawiam :)
Wakacje rozgrzeszają w tym wypadku
UsuńW sumie mam podobnie więc - zapominalcy łączcie się!
Cieszę się, że fik się spodobał.
Sytuacja z różą faktycznie mi się przytrafiła, koleżanka z szoku nie zdążyła nawet odmówić różyczki i tak przechodziłyśmy cały Kraków pod jednym parasolem i z nieszczęsnym kwiatkiem xd
Kelnerka całym swym jestestwem zawiodła się na dzisiejszej młodzieży, a Helios to już w ogóle. Najpierw mu Keith z domu wybył jakby go demony goniły, a teraz wrócił zadowolony i z różyczką w dodatku!
Motyw z tymi problemami jest cholernie ciekawy i można na niego patrzeć z różnych perspektyw.
Ah, dziękuję, dziękuję; aż chce się napisać od razu milion nowych fików ;3;