Małe niewiadomoco.
Mira podczas pobytu u rodziny Dana odkrywa, że w sumie, to brakuje jej domowego ciepła, a i familia niespodziewanie jej się powiększyła. Miało być drabble a wyszło prawie potrójne drabble... Cóż mówi się trudno i pisze się dalej!
Poranki, kiedy wchodząc do kuchni wita ją zapach świeżo zaparzonej kawy i harmider, który towarzyszy wszystkim rankom spędzonym w gronie rodziny. Siorbanie jeszcze zbyt gorącego napoju przez pana Kuso śpieszącego do pracy; niemrawe odpowiedzi Dana na pytania podekscytowanego Barona; radio grające w tle jakieś znane piosenki, i unoszące się ponad tym wszystkim, optymistyczne nucenie pani Kuso.
Południa, kiedy Dan wraz z Byronem idą ćwiczyć; sesje jogi, które sprawiają, że Mira odkrywa coraz to dziwniejsze pozycje jakie może przybrać ciało i wspólne przygotowywanie obiadu w czasie oczekiwania aż mężczyźni wrócą w końcu do domu.
Wieczory gdy wszyscy radośnie kłócą się o to jaki film będą oglądać, który ostatecznie i tak jest przytłaczany wszystkimi komentarzami i dyskusjami rozkwitającymi podczas seansu.
W takich chwilach, Mira na chwilę znów czuje jakby miała rodzinę, ponieważ te wszystkie sytuacje są prawie idealną kalką jej dawnego życia, kiedy wszystko było proste, kiedy ciągle jeszcze miała brata i ojca... I gdy nagle, w połowie dyskusji, milknie, gdy w jej gardle rośnie gula blokująca głos a oczy zaczynają nieznośnie piec, mama Dana patrzy na nią, jakby wiedziała o wszystkim i uśmiecha się do niej ciepło, prawie dokładnie tak, jak robiła to jej własna matka, i zapewnia ją, że wszystko będzie w porządku. Dan wtedy zerka to na jedną, to na drugą nie wiedząc o co chodzi by po chwili uśmiechnąć się szeroko i powtórzyć wcześniejsze słowa kobiety do czego dołącza Byron i tak, nagle, cały pokój wypełnia się wszelakiego rodzaju zapewnieniami. I Mira ponownie się uśmiecha, a w jej sercu zagnieżdża się ciepłe, mechate poczucie szczęścia, ponieważ rodzina to nie tylko więzy krwi. Ludzie, którzy są bliscy jej sercu też są częścią rodziny.
Mira podczas pobytu u rodziny Dana odkrywa, że w sumie, to brakuje jej domowego ciepła, a i familia niespodziewanie jej się powiększyła. Miało być drabble a wyszło prawie potrójne drabble... Cóż mówi się trudno i pisze się dalej!
***
Dla Miry czas spędzony w domu Dana jest jednym z najszczęśliwszych okresów od momentu utworzenia Ruchu Oporu.Poranki, kiedy wchodząc do kuchni wita ją zapach świeżo zaparzonej kawy i harmider, który towarzyszy wszystkim rankom spędzonym w gronie rodziny. Siorbanie jeszcze zbyt gorącego napoju przez pana Kuso śpieszącego do pracy; niemrawe odpowiedzi Dana na pytania podekscytowanego Barona; radio grające w tle jakieś znane piosenki, i unoszące się ponad tym wszystkim, optymistyczne nucenie pani Kuso.
Południa, kiedy Dan wraz z Byronem idą ćwiczyć; sesje jogi, które sprawiają, że Mira odkrywa coraz to dziwniejsze pozycje jakie może przybrać ciało i wspólne przygotowywanie obiadu w czasie oczekiwania aż mężczyźni wrócą w końcu do domu.
Wieczory gdy wszyscy radośnie kłócą się o to jaki film będą oglądać, który ostatecznie i tak jest przytłaczany wszystkimi komentarzami i dyskusjami rozkwitającymi podczas seansu.
W takich chwilach, Mira na chwilę znów czuje jakby miała rodzinę, ponieważ te wszystkie sytuacje są prawie idealną kalką jej dawnego życia, kiedy wszystko było proste, kiedy ciągle jeszcze miała brata i ojca... I gdy nagle, w połowie dyskusji, milknie, gdy w jej gardle rośnie gula blokująca głos a oczy zaczynają nieznośnie piec, mama Dana patrzy na nią, jakby wiedziała o wszystkim i uśmiecha się do niej ciepło, prawie dokładnie tak, jak robiła to jej własna matka, i zapewnia ją, że wszystko będzie w porządku. Dan wtedy zerka to na jedną, to na drugą nie wiedząc o co chodzi by po chwili uśmiechnąć się szeroko i powtórzyć wcześniejsze słowa kobiety do czego dołącza Byron i tak, nagle, cały pokój wypełnia się wszelakiego rodzaju zapewnieniami. I Mira ponownie się uśmiecha, a w jej sercu zagnieżdża się ciepłe, mechate poczucie szczęścia, ponieważ rodzina to nie tylko więzy krwi. Ludzie, którzy są bliscy jej sercu też są częścią rodziny.
No cze, pisze maturzystka z grypą xD Genialnie chorować akurat na najważniejsze w życiu egzaminy, nie ? :D
OdpowiedzUsuńNo w każdym razie krótkie, ale urocze. Gdybym miała siłę to bym się wzruszyła ^.^
Najbardziej słodziachny tekst jaki w życiu czytałam/słyszałam: "ciepłe, mechate poczucie szczęścia". :) To "mechate" jest boskie, geniusz :D
Zdrówka i weny ;)
P.S: Wysłałam swoją powieść do pięciu wydawnictw, więc trzymaj kciuki, żeby się udało wydać ^^
Mi sie udało zachorować tuż przed gimnazjalnymi do testu wystartowałam prosto z łóżka XD
UsuńMam nadzieję jednak, że tragicznie nie było ;)
Mi jeszcze do matur rok został, ale na samą myśl o nich aż mam ciarki. Kiedy mi ten czas zleciał!? Przecież dopiero sie bałam startu w liceum, a tu juz końcówka drugiego roku D:
Mechate uczucia są najlepsze <3
Kciuki trzymam od paru dni! Szczęścia życzę w takim razie! :D