Przejdź do głównej zawartości

Dwa ("Spectra był chory i leżał w łóżeczku ... a nie, sorry to nie ta bajka = =")

    -Co ty do jasnej cholery tutaj robisz!? - wydarł się na mnie na dzień dobry. Chyba był zbyt wściekły aby zauważyć, że drze mordę na własnego lidera... Automatycznie skuliłem się i zasłoniłem głowę rękami dopiero po chwili moje alter-ego raczyło się uaktywnić i sam jak po*****olony wystartowałem do Volt'a.

-Patrz na kogo drzesz pysk niedorozwoju jeden! - ryknąłem stając na równe nogi. Volt zerknął na mnie groźnie. Nastąpiła chwila ciszy, chyba w końcu dotarło do niego na kogo się wydarł.
-Sorry - mruknął, odwracając się w stronę łazienki, spojrzałem na niego krzywo. Nigdy go nie zrozumiem, z wściekłego byka w ciągu sekundy potrafi się zmienić w... no, po prostu Volt'a.
    Mięśniak zaczął natomiast coś kombinować siedząc po turecku w kabinie prysznicowej, zaintrygowany podszedłem do niego i trochę nieufnie zerknąłem mu przez ramię. Próbował skręcić rozbebeszoną słuchawkę prysznicową... To chyba tłumaczyło wcześniejsze dźwięki ...
-Co chcesz? - zapytał gdy prawie wybiłem sobie zęby na śliskiej podłodze łazienki.
-... Eee ... Mam dla ciebie zadanie od króla...
-Jakie?
-No, masz pojechać po Hydron'a do jego ciotki i zawieźć go do ....
-Sorry ale to twoje zadanie... ja mam inne - pociągnąłem smętnie nosem. Cholera jasna
.-To daj mi przynajmniej swoje kluczyki do auta - przecież nie będę ryzykował, że skasuję własny pojazd bo będę zbyt zasmarkany aby zobaczyć najbliższy słup.
-A po jaką cholerę? - spojrzał na mnie. Podejrzewam, że przedstawiałem obraz nędzy i rozpaczy. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp po sam czubek postawionych kłaków.
-Nieważne nie mam zamiaru mieć cię na sumieniu kiedy wyje***esz się do pierwszego lepszego rowu - łoo! Toż on się o mnie martwi! Aż się na sercu cieplutko robi.
-Poza tym żal mi samochodu dopiero co go kupiłem - przyjemne uczucie z trzaskiem zakończyło swój jakże krótki żywot na łazienkowej podłodze.
-Volt! Takie teksty to ty se lepiej dla pluszaków zarezerwuj bo kiedyś całkiem PRZYPADKIEM pożegnasz się z szybami i powietrzem w oponach! (> . <)
-Już się boję - mruknął obojętnie nadal męcząc słuchawkę prysznicową. Przez chwilę próbowałem mu wywiercić dziurę w plecach wzrokiem ale w końcu skapitulowałem. Warcząc na cały świat polazłem obrażony jak przedszkolak do pokoju i ponownie zadzwoniłem do Gus'a.
-Gus! Masz natychmiast wracać do zamku! Nie! Nie umier... Znaczy umieram! Tak! Masz jak najszybciej tu wrócić! - wrzasnąłem prosto do telefonu, już kit z tym, że Lync pewnie wszystko słyszał, najważniejsze było aby  niebiesko-włosy pojawił się tutaj w maksymalnie krótkim czasie.

     Po około dwudziestu minutach drzwi od pokoju zostały prawie wyrwane z zawiasów, kiedy Gus z przerażeniem wymalowanym na twarzy wpadł i z trudem wyhamował tuż przed moją twarzą. Drgnąłem, zaniepokojony wściekłością powoli zajmującą miejsce wcześniejszej paniki chłopaka.
-Mistrzu, czy mógłbyś mi wytłumaczyć po co złamałem większą część przepisów drogowych, wywołałem u Lync'a trwały uraz psychiczny i omal nie przejechałem jakiejś wycieczki szkolnej? - dodatkowo zostałem uraczony spojrzeniem po którym powinienem paść trupem.
-Bo, jak widzisz, jestem obłożnie chory a mam jechać po Hydron'a do jego ciotki, a to daleko i nie mam szans dotrzeć tam w jednym kawałku aktualnie - stwierdziłem z rozbrajającą szczerością co zdarza się u  mnie tak często jak u Shadow'a stan nie świadczący o jakiejś chorobie psychicznej. Gus jeszcze chwilę patrzył na mnie udając oburzonego jednak po chwili westchną jak rodzic, który wie, że nawet jak zacznie biegać na rzęsach i klaskać uszami to i tak nie sprawi, że jego dziecko zacznie się zachowywać poprawnie choćby w najmniejszym stopniu. Oczywiście strzeliłem malowniczego focha za takie porównywanie mnie. Już mniejsza, że to była tylko moja własa interpretacja.
   
   Kiedy w końcu udało mi się wgramolić na siedzenie obok Gus'a, który robił mi wyrzuty, że w ogóle śmiałem dzisiaj wstać z łóżka i ruszyliśmy w drogę, zacząłem z miejsca szperać mu w schowku, w poszukiwaniu nieśmiertelnego GPS'a.
-Neee... Gus gdzie ty masz to dziadostwo? - spytałem po prawie półgodzinnym przekopywaniu wszystkich znajdujących się w schowku pierdół. Nigdy nie myślałem, na tak małej powierzchni można upchnąć tyle rzeczy! Już nie będę dociekał po kiego grzyba tu jest "Poradnik dobrego podwładnego" ... Kiedy nie uzyskałem odpowiedzi w zamian dostając względną ciszę przerywaną jedynie pomrukami silnika i jakimś żałosnym wyciem udającym piosenkę, coś z cichym pyknięciem zaskoczyło mi w szarych komórkach.
-Tylko mi nie mów, że go zapomniałeś > <
-No nie ...
-Więc gdzie on jest?
-Tak jakby się zepsuł 
-Tak jakby?
-Lync wyrzucił go przez okno bo się zaciął - oddychaj spokojnie, wdech, wydech, wdech,k**wa wydech  powtarzałem sobie dobitnie w myślach coby nie rzucić się z morderczym rykiem na Gus'a.
-A powiesz ty mi dlaczego wcześniej się o tym nie dowiedziałem? - z całych sił starałem się utrzymać spokojny ton głosu ale coś mi to nie wychodziło. Niebiesko-włosy za to spróbował się odsunąć ode nie możliwie jak najdalej co, zważywszy na dość małą przestrzeń wokół, niewiele dało.
-J-jakoś tak mi wyleciało z głowy
-Wyleciało? - mordercze instynkty zaczęły powoli wygrywać ze zdrowym rozsądkiem który darł się na mnie, że jak zabiję Gus'a to kto mi śniadania, obiady i kolacje włącznie będzie przygotowywał? 
-A-ale mamy mapę - podsunął niepewnie. Ale mapa to nam się najmniej przyda w dojechaniu na to zadupie! Wrzasnąłem w myślach i zacząłem miętosić w dłoniach kłaki sztywne od żelu i lakieru do włosów. Gus jeszcze coś tam mrukną że damy sobie radę ale czerwona mgiełka wściekłości już powoli zasnuwała mi umysł.
    Z braku możliwości innego wyładowania negatywnej energii szarpnąłem się wściekle na siedzeniu podduszając przy tym pasami, złapałem najbliższy przedmiot (w tym wypadku wcześniej wspominaną knigę) i zamachnąłem się nią na Gus'a. Nie przewidziałem tylko jego reakcji.
-Mistrzu nie bij! - wrzasnął zasłaniając głowę rękami, wcześniej zahaczył jedną o kierownicę i automatycznie zjechaliśmy na sąsiedni pas, gdzie z zawrotną szybkością pędził na nas jakiś tir. Z dzikim wrzaskiem rzuciłem się na ten piekielny okręg żeby jakoś uniknąć, zapewne śmiertelnego w skutkach, spotkania bliskiego stopnia z ciężarówką i szarpnąłem go aby jak najszybciej wrócić na właściwy pas. 
Tir minął nas o centymetry zawzięcie trąbiąc a przyjazny pan kierowca wrzeszcząc niewybredne epitety w naszą stronę machał wyprostowanym środkowym palcem.

   Gus po tej akcji postanowił najwyraźniej przykleić się do kierownicy i nawet na sekundę nie spuszczał wzroku z drogi, ciągle, blady i jeszcze trochę drżący. Sam z pewnością nie wyglądałem lepiej. Zapadłem się w fotel z mocnym postanowieniem siedzenia jak trusia i dojechania w jednym kawałku na miejsce.

***

Tak wiem krótkie to i o kant tyłka rozbić ale w końcu muszę tu coś wstawić nie?
Tak ogólnie mam do Was pytanie, mianowicie chcecie żebym wam tu wstawiała własne obrazki? Bo jak nie to nie ma to najmniejszego sensu...
W ogóle to muszę się postarać dodawać tu coś częściej @ ^ @

....


A właśnie! 
Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim!!! 

>3
Pozdrawiam!


Komentarze

  1. Kyaaa! Jakie słodkie! W życiu bym się nie spodziewała, że Volt skręca tam słuchawkę prysznicową! I ta nagła zmiana zachowania Spectry i Lustera... Wspaniałe! Strasznie podoba mi się twój humor. Moment z "troską o lidera" po prostu chwycił mnie za serce. Muszę przyznać, że Gusa nie trudno zmanipulować. Żal mi tylko Lynca i tej wycieczki. ^^ Scena z "Mistrzu, nie bij!" to moja ulubiona scena! Wprost uwielbiam, gdy kogoś leją, a on ogranicza się do płaczliwych próśb. Rozdział niesamowity! Mam nadzieję, że dalsza część będzie szybko. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już nie chce mi się pisac o moich dziwnych skojazeniach z Volt'em i jego prysznicem...Glodnemu chleb na mysli... XD Kochany matkujacy Gus >w< Spectra powinien się cieszyc, ze go ma w tych czasach takiego to ze swieca szukac QwQ
    "Poradnik dobrego podwladnego" <-- tez taki chce ;w; A GPS-y to zlo, dobrze, ze go się pozbyl Lync =o=

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziękuję

muzyka   Rzuca wściekle kieliszkiem w ścianę. Szkło pęka pod wpływem uderzenia i rozsypuje się po pokoju, razem z naczynkiem rozpryskuje się wino. Płomień zapalonych świec drga niespokojnie, jakby w odpowiedzi na nagły wybuch.

Jeden ("Spectra był chory i leżał w łóżeczku ... a nie, sorry to nie ta bajka = =")

           Chyba jeszcze nigdy nie miałem tak wysokiej gorączki jak wtedy, serio nie zdziwiłbym się gdyby para leciała mi z uszu. A na dodatek miałem cały, calutki dzień zawalony jakimiś pierdołami zleconymi przez króla.  Oczywiście wszystko było na mojej głowie bo temu dziadowi nie chciało się ruszyć spasionych, królewskich czterech liter.

Kaktus

Kolejna miniaturka, tym razem z Lynciem oraz pewnym specyficznym kaktusem w roli głównej, czyli mała łatka do jego krótkiej kariery florysty. 410 słów.